piątek, 10 lutego 2017

Od Ines


Pogoda psuła się coraz bardziej. Burzowe chmury zaczęły pojawiać się na niebie, otaczając szarością cały świat, co jest przygnębiające. Ines straciła rachubę czasu. Całkiem nie daleko, zaczęły pojawiać się rysy wsi. Wiedźminka, zauważając to, kopnęła trochę mocniej swojego wierzchowca, by przyśpieszył, w rezultacie po chwili byli już praktycznie we wsi. W sumie wyglądała tak jak każde inne. Zmieniło się także od razu powietrze. Można było wyczuć wszystkie odpadki i działalność ludzką, która mieściła się w szambie kilkaset metrów za wsią. Ines czuła na sobie przestraszone oczy, niektórych kmieci. Matki chowały swoje dzieci w domu z przestrachu. Ignorując ten fakt Ines skierowała wałacha w stronę tablicy ogłoszeń.

''Wiedźmina nam od zaraz!
Przebrzydła zaraza nawiedziła cmentarz!
Nagroda wynosi 80 złotych monet!' ~ Sołtys''

Ines, rozejrzała się i skupiła się na najbardziej wyróżniającym się domku. Niestety, wszystkie wyglądały praktycznie tak samo. Podjechała do pierwszego lepszego, gdzie na podwórzu, siedziała stara kobieta.
- Gdzie tu mogę znaleźć sołtysa? - wiedźminka nie otrzymała odpowiedzi. Kobieta patrzyła się na nią z pogardą. - Zadałam pytanie
- Nie rozmawiam z potworami! - niemal krzyknęła. Wstała z trudem i weszła do chaty, zostawiając dziewczynę na koniu samą. Ines bezceremonialnie odwróciła konia i tym razem podjechała do chatki, gdzie otrzymała odpowiedź na pytanie. Sołtys mieszkał na samych obrzeżach, co zdziwiło młodą wiedźminkę, ale to ukryła. Przed chatką bawiła się dwójka dzieci, dziewczynka i starszy od niej chłopczyk. Gdy tylko dostrzegli kobietę na koniu, pognali do wnętrza domku by zawiadomić swoich rodziców - jednocześnie wyręczając Wiedźminkę. Tym razem dzieci już nie wyszły, zaszczycił ją jednak sołtys. Okazał się być niskim mężczyzną, mającym dobre około pięćdziesięciu lat, co zdradzała broda ozdobiona srebrnymi oznaczeniami. Kobieta zeszła z konia stając jak równy z równym z mężczyzną. Odruchowo poprawiła swoje miecze, upewniając się, że je ma. Nagle bez powodu przypomniała jej się rymowana dziecięca o ghulah...
- Oh, pani wiedźmin! Proszę nam dopomóc w potrzebie! - za jąkał się trochę mężczyzna, składając dłonie w błagalnym geście.
- Widziałam ogłoszenie, podobno jakaś ''zaraza nawiedziła cmentarz''. Czy szanowny sołtys mógł by mi przedstawić ową ''zarazę''? - odpowiedziała prosto z mostu, pomijając już wszelkie zwroty grzecznościowe. Pytanie zadała w sumie tylko po to czy upewnić się, czy ma rację. Uważała, że to ghul, więc za chwilę powinno się okazać czy się myli czy jej przeczycie ma racje.
- Szanowna pani, to... coś, zaczęło atakować ludzi. Ale wcześniej rozgrzebywało groby, pożerając nieboszczyków... - znowu jąkał się mężczyzna, co lekko zirytowało wiedźminkę. Jej przypuszczenia sprawdziły się. Miała nadzieję, że jest to tylko jeden ghul. Z jednym nie miała by problemu, gorzej gdyby na cmentarzu była już cała grupka.
'' Chodzą ghule koło drogi, zeżrą ręce, zeżrą nogi, zeżrą ciebie calutkiego, więc uważaj ty, kolego''
Cóż, za ironia losu.
- Proszę mi pokazać gdzie jest to nieszczęsne miejsce... - zażądała, a sołtys tylko kiwnął głową i zaczął prowadzić. Ines, przywiązała swojego wałacha do słupa i ruszyła za mężczyzną.
Po drodze, oceniała różnorodne czynniki. Była zadowolona, że chmury zasłoniły słońce. Nie będą powstawały cienie, które tylko utrudniały jej pracę. Jednakże, bała się, że zacznie padać - był by to znaczący problem i prawdopodobnie musiała by poczekać aż przestanie padać. Ale póki co cieszyła się, brakiem słońca i deszczu.
Kiedy doszli do cmentarza, sołtys szybko odszedł pozostawiając Ines samą. Dostrzegła kilka rozgrzebanych grobów przy których leżały rozszarpane, w połowie zgniłe ciała. Unosił się tu niewyobrażalnie obrzydliwy zapach. Medalion z głową wściekłego kota, zadrżał lekko ostrzegająco. Ze swojej prawej strony usłyszała ghula. Był on najpewniej zajęty pożeraniem kolejnego trupa. Najgorsze w tym plugastwie jest, to, że nieboszczyka pożerają do połowy, zostawiając flaki na wierzchu. Smród, który przyciąga inne ghule. Zrobiła parę kroków w kierunku tego nieprzyjaznego dźwięku, stając w miejscu przyjaznym do walki. Oparła się na lewej nodze, tak jak ją uczono. Złapała za rękojeść srebrnego miecza, a srebrna klinga lśniła czystością. Za chwilę miała być cała w krwi tej zarazy. Takiego samego potwora, jakim jest sama wiedźminka - ale sobie tego nie uświadomiła. Kopnęła kamyk, na co ghul momentalnie pojawił się przed nią. Cały pysk miał umazany w zakrzepłej krwi. Rzucił się na Ines, a ona tylko na to czekała.

***
- Trzeba teraz zakopać te trupy. Byle głęboko - poinformowała wiedźminka, wycierając klingę srebrnego miecza. Spojrzała na sołtysa, którego ogarnęła ulga. Wyciągnęła dłoń po swoją zapłatę. Odebrała ją i policzyła.
- Nie zgadza się. Brakuje sześciu monet - zwróciła się do sołtysa, który spuścił skruszony głowę.
- Przepraszam pani wiedźmin... ale te sześć monet wydałem na lekarstwa dla córki, która tydzień temu była chora! - powiedział przerażony sołtys, tłumacząc się nie poradnie. Ines postanowiła to wykorzystać.
- Cóż, jeżeli tak się sprawa trzyma, chciała bym byś zapewnił mi nocleg na tą noc. Wydaje mi się, że to dobry układ - odpowiedziała chłodno. Sołtys podniósł głowę i zgodził się. Jednakże Ines, miała zamiar jeszcze wstąpić do tawerny, napić się piwa. Była rada, że chociaż ma świadomość, że nie będzie spała pod gołym niebem.
***
Jedna sama siedziała przy stole. Atmosfera była rozluźniona i raczej nikt nie zwracał na nią uwagi... do czasu. Do tawerny weszło trzech rycerzy, Temerii, jeżeli się nie myliła. Cała izba momentalnie ucichła, ale powoli wracała do swojego pierwotnego gwaru chcąc zapomnieć o tych niespodziewanych gości. Ich wzrok skupił się na plecach Ines.
- Cóż, to za wojak..? Oh, to kobieta! - zaczął jeden. Czuła ich wzrok na swoich plecach, gdzie były miecze.
- Wiedźminka...? O to ta zaraza! Na co ci te miecze? - zadrwił kolejny. Ines tylko wzięła kolejnego łyka zimnego piwa. Milczała. - Odpowiedź! - krzyknął wyraźnie rozdrażniony Temerczyk, za nie udzielenie odpowiedzi.

- Jeden na potwory, a drugi... także na potwory, ale takie jak wy - wycedziła. Ogarniała już wściekłość, która z każdym ich słowem i śmiechem wzrastała. Wstała powoli, sięgając do rękojeści stalowego miecza. Nie chciała im nic zrobić... tylko uspokoić tych panów...
Nagle poczuła jak na jej ramieniu pojawia się silna dłoń.
- Panowie rycerze, lepiej niech znajdą sobie swoje miejsce. Kto by tu widział, zaczepiać kobietę? - wycedził męski głos koło jej głowy. Zrezygnowana usiadła, kierując wzrok na mężczyznę, który ją uspokoił. Temerczycy, odeszli i usiedli w najdalszym sole do niej.

Ktoś? Jakiś wybawca? xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.