środa, 15 lutego 2017

Od Shireen

Twarz Liliany przybrała kolor dojrzałego pomidora, gdy dziewczyna zaczęła za mną podążać. Nawet nie starała się w żadnym stopniu ukrywać swego zakłopotania, wynikającego ze swych usilnych, desperackich prób wyperswadowania mojej zgody na wypełnienie jej zlecenia. Miałam już dość jej uciążliwego sposobu bycia, lecz próbowałam zachować jeszcze resztki mej cierpliwości i kulturalności. Odwróciłam powoli głowę w jej stronę, wzdychając ostentacyjnie i odgarniając kosmyk blond włosów, który zasłonił widok dostrzegalny jedynie przez moje zdrowe oko. 
- Mogłabyś streścić raz jeszcze, czego ty w ogóle ode mnie oczekujesz? - zapytałam po niedługim namyśle, zaczerpując głęboki oddech w me płuca.
- Andrasto... - Liliana niemalże zawołała głosem przepełnionym nieprzeniknioną nadzieją i wdzięcznością, że w ogóle się do niej odezwałam - ... Otóż... mój brat, Varrik, wyruszył przed dziesięcioma nocami do naszej ciotki, którą, jak wierzę, pamiętasz, prawda?
- Mhm... - mruknęłam, przywołując w myślach obraz tęgiej kobiety w wymyślnej fryzurze i purpurowej sukni. Znałam ją aż za dobrze.
- No i... - ciągnęła dalej młoda dziewczyna, a jej oddech wyraźnie przyspieszył - ... i nie wrócił do tej pory, mimo, że miał już być pięć dni temu. Śmiem przypuszczać, że być może napadli go jacyś zbójcy, a może zgubił drogę? - zmarszczyła brwi w niedyskretnym geście zmartwienia.
- I mam go znaleźć? - dopełniłam z podejrzliwością, patrząc na niej z ukosa.
- Tak! - wykrzyknęła natychmiast - ... Znaczy... Jeżeli byłabyś tak łaskawa...
- Za odpowiednią zapłatą postaram się znaleźć Varrika, droga Lilianko. - odparłam, nie chcąc zbędnie przedłużać konwersacji. 

***

Nie wierzyłam, że podjęłam się tego zlecenia. Ta prosta, wiejska dziewczyna najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że jeżeli jej kochany dorosły braciszek nie wrócił do domu sam, to raczej małe są szanse, że jest jeszcze żyw. No bo nie mógł się zgubić na znanej sobie drodze! Pewnie został zamordowany... albo upity i zamordowany. Albo napadnięty i zamordowany. Albo okradziony i zamordowany.
W każdym razie zamordowany.
Szłam przez szeroką dolinę, usłaną zielonymi drzewami, wysokimi trawami i szczątkami drewnianych domków, zbudowanych niegdyś na niewysokich pagórkach. Widok sprawiał niemałe wrażenie, lecz jednocześnie mógł budzić niepokój. Zdawał się być dziwacznie opuszczony, jakby wymarły.
Me leniwe rozmyślania gwałtownie przerwał przeraźliwy skrzek dochodzący - a jakże - z jakiegoś nieoddalonego ode mnie miejsca. Znałam go aż nader dobrze, więc, nie zwlekając ani sekundy, sięgnęłam po mój miecz i przygotowałam się do ataku. Zza jednej z drewnianych chatek wyskoczył rozwścieczony, agresywny ghul, błyskawicznie ruszając w moją stronę w celu rozszarpania mnie na strzępy. Jednak nie ze mną te numery! Mimo, iż był dość szybki, a ja nie do końca skoncentrowana, wbiłam czym prędzej ostrze mego miecza wprost w jego szyję. Wkrótce po tym, jak stwór wyzionął ducha, usłyszałam więcej podobnych dźwięków, co oznaczało, iż nie był on jedynym mym oponentem w tej grze. Musiało tu być niezłe pobojowisko, skoro tyle ghuli czai się w pobliżu. Wyjęłam kuszę i strzeliłam do następnego potwora zmierzającego w moim kierunku, przebijając jego skórę. Wiedząc, że mam trochę jakby nikłe szanse wobec gromadki stworów, wycofałam się i puściłam biegiem do najbliższej chatki, by się w niej skryć. Wszystkie były opuszczone, więc moja nagła obecność nie powinna nikomu sprawiać problemu.
Tak mi się wydawało - do czasu, aż wpadłam do jednej z nich i, zamknąwszy drzwi, obróciłam się powoli i dostrzegłam młodego, przystojnego mężczyznę na drugim końcu izby. No, fajnie.
- Kim jesteś? - warknęłam, unosząc z powrotem kuszę w jego stronę.

Korin, przystojniaku? 8)
Czy to normalne, że wyobrażam sobie ghule jako takie mini-wersje wendigo? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.